Mleczne Jodły - Antoni Bok
Północno-wschodni wiatr naprzykrzał się ludziom i trzodzie. Bydło i kozy gospodarzy z Wróblowa nie chciały już się paść. Stały osowiałe pod "Mlecznymi Jodłami" - tymi, które jeszcze dziś wysoko górują przy kolei ze Sławy do Sulechowa. Na poszarzałym niebie wrony ciągnęły powoli do dalekiego lasu. Drozd skończył swoje przedwieczorne trele. Zabłąkany rudzik z furkotem wleciał do swojej nocnej kryjówki. Słońce zapadło za las w lubiatowskiej stroni. Noc nieubłagalnie zasnuwała ziemię ciemnym całunem.
Wiejski pastuszek z Wróblowa leżał leniwie na posłaniu ze słomy w swoim marnym szałasie, kiedy od strony "Krwawych Kamieni" trzy razy zawołał puszczyk. Pastuszek podniósł w zamyśleniu głowę i nasłuchiwał uważnie wieczornych odgłosów. Potem znów przymknął znużone oczy. Cóż obchodził go świat! Stado było bezpieczne pod jodłami, ostry Karo trzymał je w porządku, a zresztą bez zastanowienia rzuciłby się do łydek każdemu intruzowi.
Wtem z gnuśnej drzemki wyrwała go gwałtowna wrzawa. Do szałasu wbiegł w dzikim popłochu pies. Wierny owczarek, dotąd zawsze nieustraszony, drżał teraz cały. Natychmiast zagrzebał się w stęchłą słomę. Czyżby jakiś szalony myśliwy pędził przez błonia? Czy na trzodę napadły wilki, skoro bydło i kozy wierzgały, kotłował się, wpadały jedno na drugie?
W ciemnościach wirowała trawa, grudki ziemi wzbijały się w powietrze. Jednak po chwili hałas, odgłosy łamania i trzasków, stawały się cichsze. Na koniec ucichło zupełnie. Zwierzęta zbiły się znów koło mlecznych jodeł, wydając się uspokojone.
Pastuszek ostrożnie odważył się wyjść ze swojej chatki i próbował przeniknąć wzrokiem ciemność. Co to było??? Zaraz, czy nie klęczy tam jakaś postać przed najbardziej dorodną krową? Ależ tak! Czego tam chce? Czy nie trzyma w ręku cebrzyk do mleka? Tak! A mleko płynie bez ustanku do cebrzyka. Gdzie jednak tkwi głowa człowieka? Czyżby to był ów straszny jeździec bez głowy, o którym opowiada się, że doi krowy, a pasterzy doprowadza do obłędu?
To on! Słowo zamarło pastuszkowi na ustach. Poczuł głęboki ucisk w piersiach. Nogi mu dygotały, krew jak szalona pędziła w żyłach, czuł zimny pot na całym ciele. Drżącymi ustami wyszeptał "Wszelki duch Pana Boga chwali". W tym momencie bezgłowa postać poderwała się na równe nogi. Wskoczyła na nadbiegającego rumaka. Ten zadarł wściekle w górę łeb; zatoczył ślepiami, szatańsko zabłysły w nich białka. Parskał, potrząsał grzywą, po czym poderwał się z bezgłowym jeźdźcem i pognał w noc.
Następnego ranka gospodarze z Wróblowa siłą wyciągnęli przestraszonego pastucha i jego psa spod słomy. Po trzech dniach opowiedział swoje przeżycie i bez zwłoki odszedł ze służby. Nie musiałby tego uczynić, gdyż od tamtej pory nikt nie zobaczył już jeźdźca bez głowy.